Ostatnio dorwałam się do kilku brokatów do twarzy i ciała marki, która sprzedaje na Instagramie. Pisałam już o nich trochę na moim Instagramie ale dziś trochę więcej wspomnę o nich w poście tutaj na blogu.
Miałam małą przerwę z uwagi na wyjazdy, potem okropny gorąc i brak chęci na cokolwiek i powrót do pracy ale mam akurat chwilę wolnego więc zasiadłam do pisania.
Jestem sroką, uwielbiam jak się błyszczy i ostatnio coraz bardziej przemycam mocniejsze błyski w makijażu, bo w ubiorze to raczej rzadko poza biżuterią.
Wcześniej można by rzec, że trochę się bałam. Mieszkam w dość małym mieście i tutaj niestety ludzie bardzo zwracają uwagę na ludzi którzy się trochę bardziej wyróżniają w tłumie a z moim charakterem tym bardziej było mi ciężko.
Jakieś metaliczne, satynowe cienie czy po prostu błyszczące paznokcie - tak, ale brokaty na twarzy? Ale przyszedł ten moment autorefleksji, że pomyślałam, że jeśli nie teraz to kiedy. Wiadomo, nie każdy rodzaj makijażu nada się na co dzień do pracy bo też rano musiałabym dużo wcześniej wstawać, ale odrobina przemyconego błysku krzywdy nikomu nie zrobi.
Z tej okazji kupiłam sobie ostatnio kilka brokatów, w tym 4 sztuki od Jo Shop (ale teraz kusi więcej, jak choćby te z większymi drobinkami ekhem). Przemyciłam je też do kilku makijaży (zdjęcia też się pojawią na dole).
Trzy z nich w słoiczkach wyglądają niemal identycznie, ale to tylko taka zmyłka, bo mimo wszystko są inne a już sporo zależy od światła, w każdym oświetleniu będą nieco inne plus fajnie błyszczą nawet gdy tego światła jest niewiele.
Wszystkie z nich są zatopione w aloesowej bazie (i pewnie jeszcze czymś) i powiem wam, że trzymają się całkiem nieźle. Może nie mur beton, ale jak na moją wymagającą cerę i powieki - jest dobrze. A zawsze można dodatkowo użyć jakiegoś glitter primera by na powiekach trzymały się jeszcze lepiej.
Galaktyka - jak nazwa może wskazywać znajdziemy tu połączenie różnych drobin kojarzących się z galaktyką. Jest to połączenie holograficzno-srebrnych gwiazdek, księżyców i tyci piegów, które lubię tu określać mianem księżycowego pyłu. W mig odmienia cały makijaż oka lub nawet twarzy, bo czemu by nie dodać ich trochę na kości policzkowe a na imprezę (lub coś podobnego) użyć tego glittera jako piegów by robić za kosmiczną wróżkę, czarodziejkę lub kogoś w tym stylu.
Orchis - pierwszy z drobnych brokatów. Ma różowo-zieloną bazę, której kolor zmienia się w zależności od światła. Widzę też fioletowe i pomarańczowe drobinki. Jest uroczy. Uwielbiam takie połączenia kolorystyczne.
Nazwa prawdopodobnie pochodzi z mitologii greckiej, gdzie prawdopodobnie Orchis był synem nimfy i satyra, popełnił zbrodnię ale ostatecznie zamieniono go w kwiaty - orchideę.
Izyda - niby różowy brokat, ale jednak bardziej zielono-złoty. Nie potrafi się zdecydować na kolor niczym wróżki nie potrafiły się dogadać w sprawie koloru sukni Aurory na końcu bajki Śpiąca Królewna.
Ta zieleń jest bardziej hm turkusowa a może seledynowa. Odrobinę przebija też piękny niebieski shift z odrobiną fioletu.
Tutaj nazwa zdecydowanie wzięła się od egipskiej bogini Izydy.
Miriada - ten gagatek jest niby pomarańczowym złotem z niebiesko-fioletowym podtonem, ale momentami wydaje się też zielony, a raczej złoto-zielony. Wszystkie zależy jakie światło akurat na niego padnie.
Wydaje mi się, że nazwa to to prostu grecki odpowiednik określający liczbę 10 tysięcy.
Swatche niżej zrobiłam w różnym oświetleniu, ale jednak żadne zdjęcia nie oddają ich uroku tak, jak filmiki (ten, który wstawiłam na Instagrama znajdziecie na samym dole).
Wrzucam też kilka zdjęć makijaży, w których wykorzystałam te brokaty.
|
Miriada |
|
Orchis i Galaktyka |
|
Miriada |
Izyda niestety nie doczekała się jeszcze zdjęć z makijażem, malowałam się już tym glitterem na urlopie, ale nie było jak zrobić zdjęć. Ale któregoś dnia na pewno wymyślę do niego jakiś makijaż na bloga+Instagrama.
A czy wy też kochacie takie błyski czy jednak jesteście spokojne dusze i wolicie stonowane cienie/kreski na oczach?
Komentarze
Prześlij komentarz