Moja włosowa przemiana, czyli jak z blondynki stałam się brunetką i znów blondynką
Witajcie!
Dziś trochę wspominek, ostrzeżeń i humoru. Choć nie nosiłam tęczowych włosów to i tak sporo ze mną przeszły. I to wcale nie w wieku typowo nastoletnim. Trzeba przyznać, że właściwie nigdy nie przechodziłam typowego młodzieńczego buntu. Byłam na to...za spokojna. :p Jednak w pewnym okresie życia coś strzeliło mi do głowy...a właściwie kilka razy. Cóż rzec - jestem kobieta a kobieta zmienną jest.
Zacznijmy więc od samych początków....a te były w kolorze blond...
Ostrzegam! To post-tasiemiec. ;)
P.S. Historia napisana jest pod temat konkursu związanego z konferencją Meet Beauty i marką Henkel, choć z uwagi na to, że typowej historii włosów u mnie nie było a sporo się zmieniło...to jest. ;)
Zacznijmy więc od samych początków....a te były w kolorze blond...
Ostrzegam! To post-tasiemiec. ;)
P.S. Historia napisana jest pod temat konkursu związanego z konferencją Meet Beauty i marką Henkel, choć z uwagi na to, że typowej historii włosów u mnie nie było a sporo się zmieniło...to jest. ;)
Urodziłam się z włosami koloru blond, ale nie jakimś "świńskim" (jak to mawia moja mama) blondem, tylko takim ciut ciemniejszym, choć bardzo ładnym. Włosy były proste i ani rzadkie ani gęste. Takie...zwyczajne. Bo ja ponoć zwyczajna jestem. :p
Swoją drogą uwielbiam swoje zdjęcie z pierwszych urodzin (to nic, że czarno-białe). :D
Rosłam sobie a moje włosy były na ogół ścinane dość krótko bo aż do szkoły podstawowej nie były dłuższe niż do ramion. I zawsze w tamtym okresie nosiłam grzywkę. Fryzurki typu "grzybek", "prawie jak chłopak" i "o prawie dziewczynka"
Strzygł mnie tata (jak również moich braci - do czasu aż ten starszy zaczął sam chodzić do fryzjera) pod bacznym okiem mamy.
Miałam bardzo ładne włosy - o ładnym odcieniu, prościutkie, gładkie i błyszczące. Aż za nimi tęsknię. Wróćcie! Och wróćcie... I potrafiły się układać...nie to co teraz. ;)
Ach ten mój dołeczek w policzku... ^ ^
Im byłam starsza tym jasne włosy stawały się ciut ciemniejsze - aż ściemniały do ciemnego (popielatego) blondu.
Na Komunię jak większość dziewczynek miałam dłuższe włosy, ale nie jakoś przesadnie. Wyprostowane sięgały prawie (to słowo jest naprawdę ważne!) łopatek. W dniu Komunii mama zakręciła mi włosy na gazetowe papiloty i takie poskręcane wytrzymały do następnego mycia (już bardziej falowane, ale fajnie to wyglądało - dla mnie która zawsze miała proste włosy).
Swoją drogą mama tego dnia obudziła mnie o 3 nad ranem by zapleść mi papiloty. Z tego co sobie przypominam to ponoć spałam na krzesełku gdy mama robiła mi "loki".
Między 11 a 13 rokiem życia to zapuszczałam to obcinałam grzywkę. Kończąc podstawówkę była już ciut dłuższa a w gimnazjum grzywki już nie miałam.
Na bal gimnazjalny znów miałam zakręcone włosy - tym razem na plastikowe papiloty. Na noc. Gdy mama rano zaczęła je odkręcać, wciąż pamiętam jak się wystraszyła i kazała mi umyć głowę. ;) Miałam baranka na głowie mimo iż włosy sięgały gdzieś w tamtym okresie połowy pleców. Były wtedy najdłuższe jakie kiedykolwiek miałam. Podcinane raz na ruski rok, więc końcówki wyglądały dosyć słabo.
W gimnazjum mocniej ściemniały, zaczęły się przetłuszczać i w ogóle sprawiać dużo problemów (tak jak i cera). Nie były już tak gładkie i proste - lubiły się dziwnie wykręcać i puszyć. Wyglądało to tak jakby nagle z niskiej porowatości zmieniły się w średnio-porowate. I możliwe że tak właśnie było, choć 100%-centowej pewności nie mam.
Po balu poszłam na ścięcie końcówek i grzywki. Niestety fryzjerka chyba nie umiała tego robić bo wyszła jej okropnie. Później zmieniłam fryzjerkę (mama również) i poprawiono mi grzywkę nim poszłam do liceum. Przy okazji poszło też sporo na długości i zostały lekko wycieniowane, co sprawiło, że końce zaczęły się wywijać na wszystkie strony świata. Choć w tamtym okresie całkiem je lubiłam.
Przed osiemnastką poszłam lekko wycieniować włosy (wtedy to było modne). Niestety trafiłam na dziwną fryzjerkę (może uczennicę?) ponieważ z włosów mocno za łopatki stały się ledwie do ramion. Straciły dużo z objętości (a jakoś dużej objętości nigdy nie posiadałam) i nie potrafiłam sobie poradzić z ich układaniem. Wtedy dostałam swoją pierwszą prostownicę. Prostowałam końce, które nie chciały mnie słuchać - oczywiście nic nie używając aby je ochronić. Bo po co?
Po osiemnastce a tuż przed weselem brata mama stwierdziła, że mogę iść pofarbować włosy - zrobić pasemka. Byłam średnio przekonana, no ale skoro inne dziewczyny farbowały, to czemu nie? Nie wyszło to najgorzej - włosy szybko złapały, ale wycieniowane końce trochę ucierpiały.
O dziwo w tamtym okresie włosy szybko mi rosły bo już rok później sięgały za łopatki. Farbowane na blondy co jakieś 3 miesiące i od czasu do czasu podcinane końcówki. Niemalże żyły swoim własnym życiem a ja używałam tylko byle jakiego szamponu i czasem odżywki. Bo po co zawracać sobie głowę czymś więcej, prawda?
Na studiach nagle wpadłam w wir wymyślania co zrobić znów z włosami. Tworzyłam różne dziwy za pomocą swoich włosów i spinek, jakieś warkoczyki, koczki, przeplatanki - nic z dawnych fryzur za bardzo obecnie mi nie wychodzi. Być może dlatego, że obecnie są bardziej śliskie i nie chcą się tak trzymać jak wtedy.
To był również okres, kiedy zaczęłam sama zarabiać - więc kupowałam farby...ciemne. Bo przecież blondy są nudne a blondynki już passé. Kupowałam różne odcienie brązów - kasztanowe, jaśniejsze, chłodne i ciepłe - dowolność barw i marek. Jedne wychodziły lepiej, drugie gorzej. Nie zawsze dobrze łapały, nie zawsze odrost wyglądał później ciekawie. Raz miałam włosy brązowe, raz nawet były niemal bordowe, raz prawie czarne.
Grzywka raz była raz jej nie było. To podcinałam, to znów zapuszczałam w kółko Macieju.
Jeśli chodzi o ich kondycję to z wyglądu zewnętrznego wyglądały całkiem nieźle. Jakoś się trzymały na mojej głowie i w niektóre miesiące nawet nie sprawiały większych problemów. Do czasu...
Bo przecież te ciemne brązy to już prawie czernie, więc kupiłam czarną farbę. I choć mam jasną karnacje totalnie nie wyglądałam jak Śnieżka. Bliżej mi było do wampira. :p Najpierw były długie włosy, ale przecież trzeba coś zmienić....więc włosy które były trochę za łopatki nagle zniknęły i stały się krótkim bobem z prostą grzywką (sic!), nie do końca pasującym do rysów mojej twarzy...
Ale wiecie - ile można nosić czarne włosy, zwłaszcza gdy ma się jasne brwi a nie zawsze było mi po drodze z kosmetyczną, a w tamtym okresie sama sobie ich nie robiłam. No i te odrosty! O matulu kochana - przy moim naturalnym kolorze wyglądało to komicznie, a że włosy rosną mi tak 1,5-2 cm na miesiąc to szybko były widoczne i oczywiście denerwujące.
Wytrzymałam chyba pół roku i zapragnęłam kolejnej zmiany. Ale z czerni nie jest łatwo zejść...i raczej nie próbujcie tego w domu. Próbowałam, nic prawie nie zeszło - i szczęście w nieszczęściu że nie spaliłam włosów ani nic takiego...
Wtedy nastąpił przełom - i zaczęłam trafiać na włosowe blogi. Wtedy czułam się jakbym spadła klatką piersiową prosto do basenu - czujecie ten ból? Brrrr....
Po kilku miesiącach poszłam do fryzjera - włosy już nie były totalnie czarne, a przynajmniej nie wszystkie. Nie lubiłam wtedy tego jak wyglądają - bo w sumie nie wyglądały. Po prostu sobie były. Fryzjerka zrobiła mi blond pasemka. A kilka miesięcy później kolejne. Było to na przełomie wiosny i lata 2012 roku. Od tamtego czasu wciąż walczę z moimi włosami i jestem już na coraz lepszej drodze, bo...fryzjerka prawdopodobnie trzymała zbyt długo rozjaśniacz, który popalił mi włosy. Pod koniec 2012 roku były suche, matowe, nie układały się, puszyły i łamały na potęgę. Loki wtedy wyglądały tak jakbym miała barana na glowie... Wtedy też przestałam chodzić do fryzjera na cokolwiek i dopiero po pewnym czasie poszłam do nowego (i tam już zostałam) na podcięcie i wyrównanie końcówek.
Od tamtego czasu maskowałam, olejowałam i wyprawiałam cuda na włosach byle tylko doprowadzić je do stanu użytkowania. A one sobie rosły i rosły. Aż urosły. Teraz z tamtego makabrycznego włosowego widowiska pozostało mi dosłownie może z 5 cm rozjaśnionych końcówek na wierzchniej warstwie - pod spodem mam już całkowicie swoje.
Poniżej możecie zobaczyć mniej więcej moje schodzenie z blondu do naturalnego koloru. Nie zawsze było miło, nie zawsze chciałam patrzeć na swoje odrosty. najgorsze były początki, przyzwyczaiłam się dopiero gdy włosy naturalne sięgały kolorem w okolicach uszu, czyli po kilku miesiącach. Ale czy warto? Moim zdaniem było warto - bo włosy choć nadal nie są idealne to w o wiele lepszej kondycji. A i nawet polubiłam swój naturalny kolor, choć nie wiem...czasem korci zmiana. Nigdy już jednak nie zafarbuję na czarno ani na bardzo jasne blondy. Nie pasują do mojej karnacji i naczyniowej cery policzków.
Z moim naturalnym kolorem jest o tyle zabawnie, że w zależności od światła potrafi mieć inną barwę. Raz jest bardziej zimna, jakby wypłowiała. Innym razem bardziej ciemna, cieplejsza.
Najczęściej możecie mnie spotkać w rozpuszczonych prostych włosach. Lub w kucyku. Albo w koczku. szybkie, wygodne fryzury - idealne w pracy nauczycielki dzieci najmłodszych.
Od święta chwytam za prostownicę, wałki czy inne narzędzia tortur i tworzę sobie loki - raz wyjdą, raz nie za bardzo. A jak coś strzeli mi do głowy i nawet lampki sobie na głowę założę. Albo przeinaczam się w wampira. Albo pomarańczowo-włosą Nie-Kamilę. :p
Od czasu do czasu próbuję swoich sił w pleceniu warkoczy - najczęściej staje na zwykłym albo bocznym kłosie. Dobieraniec wychodzi mi tylko na bok i tylko gdy zrobię dwa. Jeśli mam jeden to wiedzcie, że sama go sobie nie zrobiłam. ;) Ale będę się uczyć i na pewno nauczę się nowych fryzur - z obecną długością można sporo zdziałać a nie zamierzam ich na razie obcinać. :) Przynajmniej nie na krótko. ;)
Moje rady:
- jak jesteś blondynką - nie farbuj się na czarno: zdecydowanie pożałujesz tej decyzji i to po miesiącu gdy zobaczysz odrosty;
- zacznij dbać o włosy: szampon, odżywka/maska powinny być podstawą. I to najlepiej gdy nie będą napakowane silikonami (chyba że twoje włosy bardzo je lubią). Włącz do pielęgnacji oleje (przynajmniej raz na dwa tygodnie) i coś do zabezpieczania końcówek;
- baw się włosami....z głową. Poczytaj różne historie nim najdzie cię ochota na dziwne eksperymenty. raczej nie chcesz obudzić się łysa...
- i pamiętaj że zadbane włosy są ozdobą kobiety. :)
A jak mają się Wasze włosy? Eksperymentowałyście z nimi dużo czy jedną ekstrawagancja na jaką się skusiłyście to zmiana długości? Podzielcie się swoimi historiami. :)
Ładnie odrosłaś włosy ;) Ja zaczęłam farbować na jasny blond, z mysiego blondu, w jakiejś 2/3 gimnazjum a przestałam na 3 roku studiów. czyli prawie 7 lat katowałam włosy blond farbą, a na końcu nawet rudą :D Teraz mam dwa lata bez farbowania i wątpię żebym wróciła do farby nawet jak osiwieje:) Uwielbiam moje włosy teraz są super delikatne i gładziutkie :)
OdpowiedzUsuńJak osiwieje na pewno będę farbować ;) Ale na razie się wstrzymuję choć z henną może będę coś próbować. Zostało mi jeszcze trochę henny złoty blond i pewnie za jakiś czas sobie ją wykorzystam :)
UsuńKtóra z nas nie przechodziła nigdy przez etap czarnych włosów? ;-) W ciągu ostatnich 8 lat na głowie miałam chyba wszystkie możliwe odcienie od czerni, przez brązy, do rudości. Blond gościł u mnie jedynie w postaci ombre. Najdziwniejszy kolor jaki miałam na włosach? Bordowy... do dziś nie wiem co mi strzeliło do głowy - taki kolor przy cerze ze skłonnością do zaczerwienień i pękających naczynek wyglądał przepięknie ;-D
OdpowiedzUsuńHihi żeby wyglądać jak Śnieżka ;) Oj tak to idealny kolor dla osób z naczynkami :D
UsuńWOW piękne zmiany i dokumentacja włosów ;)
OdpowiedzUsuńOj kiedyś też dużo eksperymentowałam z włosami. byłam ruda, fioletowa, czerwona i miedziana by w końcu skończyć na czarnym granacie lub kruczoczarnym ;)
Obecnie mam swój mysi kolor, ale pewnie niedługo będzie czarny bo w tym kolorze najlepiej się czuję ;)
Najważniejsze to dobrze czuć się w jakimś kolorze :) ja na razie najlepiej czuję się w swoim ;)
Usuńojeju ile zmian!
OdpowiedzUsuńja w piątek idę do fryzjera i chcę moje skrócić, ale jeszcze nie wiem o ile. co do farbowania do farbowałam same końcówki, takie a'la ombre, kilka razy rude, raz czerwone, ale całości włosów nigdy nie zdecydowałam się pofarbować
Nie żałuj ;) Bo odrosty potrafią uprzykrzyć życie ;)
Usuńnajlepsze naturalne. Nic nie rób :) Sama dążę do tego :)
OdpowiedzUsuńHihi ponoć to charakterystyczny kolor Polek ;)
UsuńDzięki za post. Ostatnio chciałam z blond przejsc na czarny :) juz tego nie chce haha
OdpowiedzUsuńJeśli dobrze byś w nim wyglądała to nie byłoby takie złe - zależy też jaki masz naturalny. łatwiej z blondu zrobić czarny niż odwrotnie ;)
UsuńNajładniej wyglądasz w ciemnych włosach, jasny blond do ciebie nie pasuje... Ja ostatnio mam chęć na zmiany i w czerwcu mam w planach sombre :)
OdpowiedzUsuńOgólnie to wydaje mi sie że najlepiej wyglądam w swoim albo trochę ciemniejszym, ale niezbyt ciemnym ;)
UsuńChyba każda z nas przeszła kilka/kilkanaście rewolucji włosowych w swoim życiu ;)
OdpowiedzUsuńO matko ile wersji fryzur na Twojej głowie :d ja się ograniczam do podcinania końcówek, chociaż w podstawówce i liceum zdarzało mi się farbować na bakłażana (naturalnie mam taki mysi brąz)
OdpowiedzUsuńHihi, eksperymentowałam :p
UsuńU mnie jest grzecznie, nie szaleję :) Największym grzechem było wycieniowanie ich w V (najkrótsze były do brody, najdłuższe do zapięcia od stanika). Dodam jeszcze, że są niskoporowate, więc nie mam mega objętości ;)
OdpowiedzUsuńJa mam średnioporowate (były wysokoporowate ale udało mi się je trochę naprawić ;)) ale też nie mam objętości, chyba że wysokiego koczka zrobię to wtedy na trochę są odbite ;)
UsuńJa swoim też dałam popalić. Z naturalnie brązowych mysisch miałam platynowe (dosłownie, mam zdjęcia w świetle dziennym gdzie były białe!). Były tak Zniszczone, że na mokro mogłam je rozciągać jak gumki... Nie rosły dalej niż za ramiona. Znaczy rosły, ale na ramionach wszystko się wukruszalo. Potem czarny, znowu blond, rudy, brązowy, blond i... Zostałam przy blondzie. Ale bez rozjaśniacza. Zwykła farba o toner dają radę. Końce mam suche ale zawsze miałam, od dziecka miałam włosy średnio porowate w kierunku do wysokoporowatych. Blond kocham i w nim czyje się najlepiej.
OdpowiedzUsuńA Tobie najładniej w naturalnych ;)
U mnie było spokojnie, niewielkie zmiany :)
OdpowiedzUsuń